Byłem numerem czterdziestym

Bratłomiej Kalinowski

Wydana pośmiertnie w 1925 roku surrealistyczna opowieść Franza Kafki pt. „Proces” ukazuje niestabilnego ducha nie tylko XX-wiecznego społeczeństwa, ale dzięki swojej formie i treści pozostaje aktualną do dnia dzisiejszego. Nadal możemy stawiać pytanie, podobne do tego z piosenki zespołu Pidżama Porno „Kim jest Józef K.? Józef K. prawdziwy?”. Najnowszy spektakl Teatru Usta Usta Republika, choć nie jest odtworzeniem „Procesu” Kafki jeden do jednego, to z całą pewnością zachowuje jego pełne przesłanie. Konstrukcja fabularna plasuje się gdzieś pomiędzy oryginałem, a własną interpretacja tekstu – i bardzo dobrze. W taki sposób Józef K. pełniący rolę everymana, staje się także w spektaklu współczesnym modelem zwykłego człowieka.

Samo miejsce wystawienia spektaklu i dojście do „Tłustej Langusty” jest nieoczekiwanym zatarciem granicy między codziennym życiem, a teatrem. Brama, przez którą wchodzimy na małe podwórko, a potem drzwi kamienicy, wprowadzają nas w przestrzeń procesowych zawiłych korytarzy. Jeden z nich okazuje się być korytarzem sądowym, my zaś oczekującymi na wyrok oskarżonymi. Każdy z wchodzących do bardzo małej sali teatralnej otrzymuje na łańcuchu własny numer, który ma w obowiązku zawiesić sobie na szyi. Tutaj zawiązuje się jednocześnie pewnego rodzaju wspólnota.

Wzajemny uśmiech… zwrócenie uwagi… ciasne miejsce… krótka wymiana zdań… Koniec. Proces o tytule kilkunastowersowej numeracji zostaje rozpoczęty.

Z umieszczonego na ścianie głośnika wydobywa się głos kobiety – Ostatniej Instancji. Nie znam treści podanego mi paragrafu, a przecież „nieznajomość prawa szkodzi”. Wśród nas znajduje się JózefKa, zwykła i uniwersalna Matka Polka, dla której takie pojęcia jak sąd i oskarżenie kojarzą się raczej z wiadomościami lub filmami o tematyce kryminalnej. Ona jedna oskarżona jest z paragrafu 22. Zaczerpnięty z powieści Josepha Hallera oznacza sytuację bez jakiegokolwiek możliwego wyjścia. Stojąc więc w obliczu zagrożenia zaczynamy weryfikować całe nasze postępowanie pod kątem zarzucanego nam niejasnego czynu. I w taki sposób wyzwala się w nas samych machina adwokata, oskarżonego i prokuratura. Dwupoziomowość tego spektaklu polega na opowiedzeniu historii zaczerpniętej z literatury, przy jednoczesnym czynnym włączeniu widzów w sam jej środek.

Zgodnie z Jean–Paulem Sartrem możemy powiedzieć: „O Kafce powiedziano już wszystko: że chciał opisać biurokrację, postęp swojej choroby, sytuację Żydów wschodnioeuropejskich, poszukiwanie niedostępnej transcendencji, świat łaski, gdy jej brak. Zgadza się to wszystko, ale ja myślę, że chciał opisać bycie człowiekiem. Czuliśmy jednak szczególnie, że podczas tego ciągle odbywającego się Procesu, który kończy się nagle i niedobrze i którego sędziowie są nieznani, że w tych daremnych wysiłkach oskarżonych, by poznać punkty oskarżenia, że w tej wolno konstytuującej się obronie, która obraca się przeciwko obrońcy, stając się zarzutem, że w tej absurdalnej rzeczywistości, którą bohaterowie przeżywają z gorliwością i do której klucze znajdują się gdzie indziej, zrozumieliśmy tę historię i rozpoznaliśmy siebie samych w niej”.

Nad tym właśnie „byciem człowiekiem” zatrzymują się aktorzy Teatru Usta Usta. Odtwarzane przez nich scenki różnych rozpraw, między oczekiwanym przez widzów werdyktem sądu śmieszą, ale też wskazują na wspomniane w wypowiedzi Sartra elementy. Relacje między poszczególnymi pracownikami sądu są pełne podejrzeń i brudnych interesów. Ostatecznie i tak każdy z nich zasiądzie na jednej ławie oskarżonych. Bo gdzie tak naprawdę leży różnica między winnym a niewinnym? Gra aktorska, oparta w dużej mierze na emocjach, zachęca widzów „do wejścia” w wykreowany świat, jednakże mała przestrzeń nie jest w stanie niekiedy pomieścić nadmiaru krzyku.

W spektaklu wybrzmiewają także liczne groteskowe nawiązania do aktualnego stanu sądownictwa i biurokracji.

Przepełnieni hasłami o naszych prawach, zaczynamy tym regulacjom odmawiać ich niegdysiejszą moc świętości. Sami zaczynamy widzieć w drugim człowieku winowajcę, kontrolując każdy jego ruch kamerą i nagrywając każde wypowiedziane słowo. To wszystko obraca się jednak przeciw nam. Nikt z nas nigdy nie zobaczy Ostatniej Instancji, która każdego dnia obserwuje swoich obywateli i wydaje na nich wyroki. Być może pełni ona rolę kogoś w rodzaju naszego sumienia? Przypowieściowy wieśniak na zawsze jednak pozostanie już przed bramą sprawiedliwości, którego w tym wypadku dwaj odźwierni w skórach zwierząt i glanach, nie zaprowadzą do wolności. Bo czym ona dla nas dziś jest?

„Procesy” to kolejny udany spektakl w repertuarze teatru Usta Usta. Zabawny, przy jednoczesnym zaproszeniu widza do głębszej refleksji, zatrzymuje go swoją prawdziwością.


Eksperyment

Agata Łukaszewicz
Dziennik Teatralny Poznań

Przy oddaniu kurtki do szatni każdy otrzymuje łańcuch z numerem, który trzeba zawiesić sobie na szyi – jest to jednocześnie numer sprawy sądowej. Widz jest oskarżonym