Kamila Łapicka
e-teatr.pl
Skarbunieczka można poznać na dwa sposoby. Pierwszym jest poszerzenie domowego księgozbioru o album opracowany przez historyka sztuki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Piotra Kordubę. Drugim jest znalezienie się na widowni spektaklu przygotowanego przez poznański teatr Republika Usta Usta. Polecam oba sposoby, w tej właśnie kolejności. Album i przedstawienie noszą ten sam tytuł, „Tymczasem pa, Kochany Skarbunieczku”, choć ich zawartość jest nieco inna. W albumie zgromadzono listy rysunkowe Antoniego Kowalskiego do syna Jerzego vel Skarbunieczka powstałe między 1941 a 1944 rokiem. Ojciec przebywał w Poznaniu, a więc w poddawanym germanizacji Kraju Warty, a syn u krewnych na wsi w okolicach Słupcy. Rodzice wysłali go tam z powodu konieczności wypełniania obowiązku pracy oraz ze względu na dostęp do zdrowej żywności. Miał wówczas pięć lat. Poza nielicznymi i pospiesznymi wizytami, rysunkowe listy stanowiły ważną formę komunikacji rodzinnej. Ich tematykę proponował sam Jurek, wystawiał też ojcu oceny. Na obrazkach są wyrysowane (słówko używane przez Antoniego Kowalskiego) poznańskie ulice, „Zoolog” i rozmaite środki lokomocji (tramwaje, parowozik, kolejka wąskotorowa), które były bliskie Kowalskiemu z powodu wykonywanej profesji – był inżynierem w zakładach „Cegielskiego”. W rysunkowej formie został uwieczniony także fotel dentystyczny i Sabina, matka Jerzego, z zawodu stomatolog. Na odwrocie każdego rysunku znajdował się tradycyjny list, zakończony zwykle słowami „Pa, Kochany Skarbunieczku”. Listy dotyczyły bieżących spraw – podróży ojca do syna, znanych miejsc, wspólnych zabaw. Antoni nie stronił także od dydaktyki i napominał chłopca, by sprawował się dobrze, dużo jadł i stawiał proste literki. Jedynym śladem wojny w tym alternatywnym świecie są niemieckie napisy, nazwy ulic i tablice. Trzon spektaklu Republiki Usta Usta stanowią przeżycia Skarbunieczka, jednak towarzyszy im kilka dodatkowych wątków. Jedne z nich pozostają w sferze wyobraźni, inne są realistyczne. Do pierwszej grupy zaliczyć można sceny, w których zabawki z dziecięcego pokoju (Misia, Dobosza, Kredkę) poddano antropomorfizacji – z ich pomocą Jurek starał się zrozumieć nową sytuację, w jakiej się znalazł: konieczność rozłąki z rodzicami i wyjazdu na wieś. Tego wątku w ogóle nie ma w albumie, ponieważ listy chłopca do ojca się nie zachowały. Podobny charakter ma konfrontacja Skarbunieczka z Gauleiterem i Zandarmem – która służy przedstawieniu porządków panujących „we wzorcowym okregu Warthegau Posen” – oraz z Hitlerem. Jego obecność pozwala przerzucić pomost pomiędzy światem wyobraźni i faktami. Hitler uruchamia postać Śmierci, która choć cały czas obecna na scenie, była tak naprawdę poza horyzontem głównego bohatera. Elementem mającym związek z rzeczywistością jest także wprowadzenie poziomu meta, czyli ujawnienie układu komunikacyjnego scena – widownia. Od czasu do czasu wykonawcy wychodzą z roli i komentują poczynania bohaterów, głównie wybory rodziców Skarbunieczka. Najwięcej kontrowersji wzbudza decyzja o rozłące z dzieckiem. Jeden z wątków odcina się wyraźnie od pozostałych. To opowieść Śmierci skierowana do Skarbunieczka, dla którego realia pierwszej połowy lat czterdziestych – wojna, głód i groza – były kwestią mglistą. „Przezyłes wojne, ale wojny nie przezyłes” – podsumowuje Śmierć. Wcześniej przedstawia chłopcu fragment historii lokalnej, rozpoczynając swoją narrację słowami: „Dziesiec kilometrow od miejsca, w ktorym bawiłes sie w zbozu i pasłes krowe był Zagorow. Małe miasteczko, w ktorym przed wojna mieszkali Niemcy, Polacy i Zydzi…”. W Zagórowie utworzono getto, które zostało zlikwidowane w 1941 roku. Jego mieszkańców zgładzono w lesie pod Kazimierzem Biskupim. Aktorzy odtwarzają ten moment w symbolicznym tańcu śmierci. Poruszają się w kręgu spleceni ramionami, w oparach dymu, a pośrodku stoi Ona w osobie Grzegorza Ciemnoczołowskiego, prawdziwie mefistofelicznego w charakteryzacji i powściągliwego w sposobie bycia. Wprowadzając problematykę Zagłady, reżyser Wojciech Wiński i autorka scenariusza Ewa Kaczmarek (wcielająca się w rolę Mamy) postępują niejako wbrew intencjom rodziców Skarbunieczka, którym udało się ocalić sielskie-anielskie dzieciństwo chłopca na tyle, na ile to było możliwe. Podobny charakter mają rozmowy Jurka z zabawkami, szczególnie Kredka-intrygantka robi wszystko, by dodać do słownika chłopca nowe terminy: rozstrzelanie, przesiedlenie, ucieczka. Rolę tę gra bardzo sugestywny i odziany na żółto od stóp do głów Artur Śledzianowski. Na początku coś się we mnie buntowało przeciwko tej koncepcji. Kto nie chciałby wierzyć, że można ustrzec dziecko przed traumą wojny. Przykład podobnej postawy można odnaleźć we współczesnym świecie. Jakiś czas temu Internet obiegł filmik z Syrii – ojciec uczy na nim malutką córkę, że na dźwięk wybuchu bomby trzeba się śmiać, bo to taka zabawa. Rozumiem jednak, że spektakl prezentuje pełen obraz świata – awers i rewers czasu wojny – uświadamiając nieuświadomione i troszcząc się o pamięć. Moje oczekiwania wobec tej inscenizacji były wysokie. Sama idea przeniesienia na scenę dokumentu tak osobistego, a jednocześnie symbolizującego życie milionów ludzi różnych narodowości w czasie wojny, wydał mi się fenomenalny. Do tego artyści wybrali adekwatną przestrzeń. Skarbunieczek był grany na Scenie Małej Republiki Sztuki Tłusta Langusta, przy ulicy Ratajczaka 44, na czwartym piętrze. Kameralna sala, widzowie siedzący na ławkach po dwóch stronach pola gry. Niemal zanurzeni w akcji. Wszystko to sprawiło, że powstał udany, potrzebny spektakl. Prostota scenografii uwypuklała jeszcze dramatyzm opowieści. Używając niewielu rekwizytów, twórcy skorzystali jednocześnie ze wszystkich technicznych rozwiązań dostępnych w pokoju gry. Wbiegali po schodach na piętro, a w finałowych sekwencjach otworzyli drzwi znajdujące się w tyle sceny, za którymi siedział Hilter. Zło nawet jeśli nie widoczne, to jednak przez cały czas obecne. Roman Andrzejewski zdecydował się odegrać Führera, jakiego znamy z przemówień: ostre gesty, wyprężona sylwetka, nieznoszący sprzeciwu głos. Warto jeszcze powiedzieć, w jakiej formie pojawiły się na scenie rysunki z albumu-źródła: jeden z nich był wyświetlony jako duża projekcja, inny w formacie A4 pokazał na początku spektaklu aktor grający Tatę, Marcin Głowiński. Grał go z delikatnością i wyrozumiałością; tak wyobrażałam sobie Antoniego Kowalskiego oglądając album. Doceniam także kostiumy projektu Idalii Mantas: intensywne kolory (błękit, czerwień, żółć), ciekawe wzory. To właśnie kostium był sygnałem metamorfozy Dariusz Zakrzewskiego, występującego w roli Skarbunieczka. Spektakl rozpoczynał jako dorosły mężczyzna, mówiący o tym, jaką wagę miała dla niego teczka z rysunkami ojca. Po chwili pakował już swój bagaż na wieś, włożywszy wcześniej krótkie porteczki oraz kamizelką z liskiem i słoneczkiem na oczach widzów. Na końcu spektaklu sytuacja się powtórzyła. Skarbunieczek wydoroślał i wyjaśnił, że w 1944 roku powrócił do rodziców. Tytułem aneksu możemy dodać, że ukończył Politechnikę Poznańską, następnie wykładał w Meksyku i Chile, by na koniec wrócić do Poznania i zamieszkać w rodzinnym domu przy ul. Ostroroga. Zmarł niedługo po wydaniu albumu, w roku 2013.
05.03.2020
Na rysunkowej wojnie
Teatr […] ukazuje historię wojny oczami sześcioletniego chłopca. Tata relacjonuje mu okupacyjną codzienność, fałszując ją w tworzonych specjalnie dla niego rysunkach. To przedstawienie dla dorosłych, choć nie brak w nim ulubionych zabawek dzieci – pluszowego misia, żołnierzyka i kredek.
Od wojny nie ma ucieczki
Sabina i Antoni Kowalscy to inteligenckie małżeństwo z przedwojennego Poznania. Wojna szybko zabrała im jedno z dwojga dzieci – półroczny Wituś zmarł z odwodnienia w czasie wrześniowej, bezskutecznej ucieczki przed frontem i wrogiem. Ich drugi syn – trzyletni Jurek, zwany przez rodziców czule Skarbunieczkiem, przeżył wrzesień, lecz Sabina i Antoni, objęci przymusem pracy, nie byli w stanie się nim opiekować.
Jak nie przeżyć wojny
Stworzyć iluzję, kolorową bańkę, do której nie docierają odgłosy spadających bomb i widmo śmierci czy lepiej opowiedzieć dziecku prawdę o okrucieństwie wojny? Jeśli kłamać, to jak? Jeśli mówić prawdę, to od czego zacząć? A może w obliczu niewypowiedzianego lepiej milczeć? Twórcy spektaklu „Tymczasem pa, Kochany Skarbunieczku” nie wybiorą za nas właściwej odpowiedzi.